Węgier, z braku wspólnej granicy? ★★★ dzejdi: DYSPASZA: rozliczenie awarii wspólnej na morzu ★★★★★ Gorol: GAWRYLUK: Ewa, aktorka z "Na Wspólnej" ★★★ marwa: FRYZJERKA: jest nią serialowa ewa z "Na Wspólnej" ★★★★★ natalia18: KWIATOSTAN: skupienie kwiatów na wspólnej osi ★★★★★ psergio
Anna Wyszkoni: "Chcę więcej" Królowa Polski B? I co z tego. Na jej koncerty przychodzą tłumy. Teraz czas na podbicie... Polski A. – Słyszałaś, że mówią o Tobie: królowa Polski B? Anna Wyszkoni: Fajnie, że jestem dla kogoś królową (śmiech). Polska B? OK, tylko po co tak ludzi dzielić? Gram dla tych, którzy chcą mnie słuchać. Na koncerty plenerowe Łez przychodzą tłumy. Znają słowa wszystkich moich piosenek, śpiewają razem ze mną. – Skąd znają? Przecież Łez radia nie grają. Anna Wyszkoni: Niektóre grają. Wiesz, że „Oczy szeroko zamknięte” zostały przez słuchaczy Zetki uznane za jeden z dziesięciu polskich przebojów wszech czasów? A za ostatni album „The Best of 1996–2006” odebraliśmy niedawno z zespołem na scenie opolskiego amfiteatru Platynową Płytę. Dziś już potrafię zrozumieć, że są formaty, badania, playlisty, gusty naczelnych. Nie buntuję się przeciwko mediom. Naprawdę nie mogę narzekać. I co, że jakiegoś mojego kawałka nie puszczą w radiu? Jeśli jest dobry, ludzie sami go znajdą. Anna Maria Jopek, Kasia Nosowska też się nie mieszczą w formatach rozgłośni, a świetnie sobie radzą. Ja jeżdżę po całej Polsce. Królowa B? Naprawdę, nie mam z tym problemu. – Czujesz się gwiazdą? Twoi fani na koncertach w Żukowie, Brzegu Dolnym dają Ci odczuć, że Cię kochają? Anna Wyszkoni: Kiedy staję na scenie przed tysiącami ludzi, czuję, że to, co robię, ma sens. Nie dlatego że chcę być gwiazdą, ale dlatego że jako artystka daję siebie tym, którzy chcą mnie słuchać. Niestety, niektórzy rozumieją to zbyt dosłownie i po koncercie, kiedy rozdaję autografy, oczekują ode mnie rzeczy, których nie mogę im dać. Być może za dużo wypili, a być może myślą, że osoba, która stoi w świetle fleszy na scenie, jest ich własnością i dlatego mogą jej dotknąć, przytulić, pocałować w policzek. Z uśmiechem, bo nie jestem agresywna,...
na wspólnej: Serial TV z Bożeną Dykiel w roli Marii Zięby: na wspólnej krzyżówka krzyżówka, szarada, hasło do krzyżówki, odpowiedzi, Źródła danych
Trzy lata po śmierci Anny Przybylskiej na rynku ukazała się pierwsza autoryzowana biografia aktorki. Gwiazdę wspominają jej przyjaciele i rodzina. O przyjaźni i rozstaniu w Wysokich obcasach opowiada też przyjaciółka Przybylskiej, a zarazem jej menedżerka, Małgorzata Rudowska. Jarosław Bieniuk nie przyszedł na promocję książki o Ani Przybylskiej Rudowska przyjaźniła się z Anią od 1995 roku. Były bardzo zżyte. Gdy okazało się, że aktorka jest bardzo chora, jej menedżerka robiła wszystko, by ułatwić codzienne sprawy. W rozmowie z Wysokimi obcasami Rudowska opowiada, jak dowiedziała się o chorobie przyjaciółki: Od Ani. Miałyśmy razem jechać w lipcu na wakacje do Stanów, długo je planowałyśmy. Ania zapisała się tam razem z Oliwią (córka Anny Przybylskiej i Jarosława Bieniuka – red.) na zajęcia z angielskiego. Co prawda bardzo dobrze mówiła po angielsku, ale chciała się jeszcze podszkolić, mówić perfekcyjnie. Od dłuższego czasu bolał ją brzuch, ale ponieważ regularnie się badała, podejrzewała, że to niestrawność. Gdy wykryto u niej guza, powiedziała mi, że jest niezłośliwy, że podobnego ma ileś procent kobiet w jej wieku. Wiedziałam, że rak trzustki to wyrok, mimo pomocy najlepszych lekarzy, ale Ania mnie przekonywała, że wytną jej guza i będzie w porządku. Zdecydowała, że pójdzie do szpitala właśnie w czasie, kiedy miałyśmy jechać. „We wrześniu muszę być z powrotem w domu, dzieciom zacznie się szkoła” – powiedziała. Przebukowała swoje bilety do Stanów i powiedziała jeszcze: „Ty jedź, masz zaplanowany urlop. Ja się w tym czasie zoperuję, będziemy w kontakcie. Nikt się nie dowie”. Po powrocie ze Stanów Rudowska spotkała się z Anią: Ania była po tych wszystkich operacjach… Skrycie liczyłam, że znajdzie się w tych dwóch procentach ludzi, którym udaje się z rakiem trzustki żyć dłużej. Pamiętam, jak wróciła ze Szwajcarii po badaniach PET i powiedziała: „Jestem czysta, nie mam raka”. Myślałam naiwnie: „Super, udało się”. A potem zaczęła się jej walka o życie. Istny rollercoaster. Rok przepełniony rozpaczą i nadzieją. Swoją słabość pokazałam Ani dopiero dzień przed jej śmiercią. Mówiłam, że to niesprawiedliwe. Wcześniej, we wrześniu, wzięłam ją na objazd po Gdyni, po naszych ulubionych miejscach. Nie wysiadałyśmy, bo Ania była słabiutka. Wybrałyśmy się też na lody. Nikt nas nie poznał – wspomina przyjaciółka aktorki. Anna Przybylska miała poprowadzić „Perfekcyjną Panią Domu”! O ostatnich dniach Anny mówi tak: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie. Po wizycie u Ani zadzwoniłam do mojej innej przyjaciółki i zwierzyłam się jej, że to koniec. Bardzo trudne było dla mnie również to, że musiałam być przygotowana na tę sytuację także zawodowo. Nie mogłam się rozkleić, wyłączyć telefonu. Poprosiłam moją przyjaciółkę Izę, żeby pomogła mi napisać informację na stronę internetową Ani, bo ja nie byłam w stanie tego zredagować. Ania odeszła w niedzielę. Zapowiadałam jej, że tego dnia do niej jeszcze przyjdę. Ale wcześniej postanowiłam zadzwonić do Jarka. Powiedział, że to się stanie dziś. Ania spała, a on to czuł. To były dla mnie trudne godziny. Wiedziałam, że z Anią są najbliżsi: siostra, mama, Jarek. Pewnie nikt z nich nie miałby nic przeciwko, żebym przyjechała, ale uważałam, że nie powinnam. Że to są chwile zarezerwowane tylko dla rodziny. Po rozmowie z Jarkiem oczywiście się poryczałam, siedziałam w domu jak na szpilkach. Zadzwonili do mnie około 16 i powiedzieli, że Ania nie żyje. Po uzgodnieniu z rodziną około godziny 20 opublikowałam komunikat o śmierci Ani – opowiada Rudowska. Menedżerka Przybylskiej mówi, że utrzymuje kontakt z rodziną aktorki: Gdy czuję potrzebę, jadę na grób Ani. Siadam przy nim, wspominam, choć nie jest to miejsce, za którym szczególnie przepadam. Lubię się spotykać z jej mamą i siostrą. Były z Agnieszką bardzo do siebie podobne, obie takie charakterne. Kontakt mam oczywiście z Jarkiem i jego rodzicami. Mama Jarka wspaniale zajmuje się dziećmi. Kiedy są z nią, wiem, że włos im z głowy nie spadnie. W rozmowie z Wysokimi obcasami przyjaciółka Ani Przybylskiej dużo mówi o dzieciach aktorki i Jarosława Bieniuka: Synowie Ani są jej klonami. Mają zdolności aktorskie, zwłaszcza Jaś, najmłodszy. Kiedy Ania zmarła, miał trzy latka, więc nie może pamiętać, jak przygotowywała się do ról. A on już potrafi grać, robi miny, odtwarza scenki. Ma w sobie to szelmostwo Ani, to muszą być geny. Oliwia wyrosła na piękną dziewczynę. Ania zawsze powtarzała, że zostanie modelką. Ale musi najpierw skończyć szkołę. Siostra Anny Przybylskiej o jej związku:Byli fajną parą, od miłości po nienawiść Ania rozpaczała, że osieroci małe dzieci (Anna Przybylska miała troje dzieci: Oliwię, Szymona i Jana – red.). Powtarzałam jej, że dzieciaki są jej kontynuacją i dobrze, że są. Oczywiście to straszne nieszczęście, że nie mają mamy, ale wielką radością jest na nie patrzeć. Cudowne dzieciaki. Cały wywiad przeczytacie TUTAJ.
PTMkDBH.